Dynamika Bliźniaczych Płomieni w 3D
- Free Soul

- 11 lis 2020
- 12 minut(y) czytania

Moja droga bliźniaczych płomieni była unikalna i wyboista, jak każda inna. Okres rozłąki i ciężkiej pracy nad moim własnym wnętrzem trwał dość długo. Nie utrzymywaliśmy wtedy z bliźniakiem praktycznie żadnego kontaktu. Jednak on (a raczej jego dusza) przez cały czas był obecny w moim życiu. Dzięki temu, że jestem kanałem energii - mostem łączącym ziemską rzeczywistość z innymi wymiarami - mogłam się kontaktować z jego wyższym ja kiedy tylko czułam taką potrzebę. On też pojawiał się w moich snach, wizjach, podczas medytacji czy autohipnozy. Przynosił wtedy rady, wskazówki, czy dawał mi ukojenie w ciężkich chwilach samą swoją obecnością.
Powoli zapoznawałam się z jego duszą, jego energią. To były znane, lecz chwilowo zapomniane przeze mnie wibracje. Zatapiałam się w tej bezwarunkowej miłości, jaka zawsze od niego płynęła i gdy powoli odblokowywało się moje serce, zakochiwałam się w nim. A raczej przypominałam sobie, co tak naprawdę nas łączy, kim dla siebie jesteśmy, skąd pochodzimy. Było to najbardziej magiczne doświadczenie jakiego doznałam w obecnym wcieleniu. Tak cudowne, że często wręcz nie chciałam wracać do trójwymiarowej rzeczywistości. W takich chwilach odczuwałam silną potrzebę by go odnaleźć, zobaczyć jaki jest, jaki ma charakter, porozmawiać i wymienić się naszymi przeżyciami. Chciałam go przytulić i poczuć tę samą bezwarunkową miłość, która łączyła nas tam na górze.
Połączenie tych dwóch światów (duchowego i ziemskiego) wydawało mi się spełnieniem wszelkich marzeń, wręcz warunkiem do mojego dalszego funkcjonowania tutaj w 3D. Jedna część mojego “mostu”, ta znajdująca się po stronie duchowej, była bardzo stabilna, głęboko zakorzeniona w tamtej rzeczywistości. Czułam się tam rewelacyjnie, jak ryba w wodzie. Lecz miałam wrażenie, że część będąca po ziemskiej stronie, stoi na ruchomych piaskach i może się zawalić przy pierwszym silniejszym wietrze. Brakowało mi czegoś lub kogoś, kto pomógłby mi poczuć się tam pewnie i bezpiecznie oraz nauczyć, jak czerpać w pełni z trójwymiarowej rzeczywistości. Może właśnie Jego? Może jego uziemiona, logiczna, materialna energia była tym brakującym elementem?
Jednak mieszkaliśmy na dwóch przeciwległych stronach kuli ziemskiej i nie miałam żadnej możliwości, aby się o tym przekonać na własnej skórze. Mogłam jedynie przypuszczać, że nic nie dzieje się bez przyczyny i jest w tym jakiś głębszy sens. Wszystkie formy istnienia mojego bliźniaczego płomienia były dla mnie ważne. Funkcjonując w ziemskiej rzeczywistości pragnęłam również jego fizycznej obecności. Trudno mi było pogodzić się z faktem, że mogłam z nim obcować tylko w duchowej postaci. Szczególnie, gdy wiedziałam, że on gdzieś tam jest - realny i namacalny. W głębi duszy nadal wierzyłam, że uda nam się kiedyś połączyć te dwa światy i stworzyć coś unikalnego…
W pewnym momencie zaczęłam dostawać przekazy, iż zbliża się moment, gdy nie tylko nasz kontakt się odblokuje i będziemy mogli w końcu ze sobą porozmawiać, ale również spotkamy się na żywo i zakończy się na dobre tak długi okres rozłąki. Przyznam się szczerze, że nie bardzo już wtedy wierzyłam, że ta chwila kiedykolwiek nadejdzie. To był ciężki dla mnie proces i miałam trudności z wyobrażeniem sobie, że nagle wszystko się zmieni na lepsze, a nasze wspólne życie będzie cudowne i kolorowe. To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe - tak sobie wtedy myślałam.
Ku mojemu zdziwieniu, wszystkie wizje po kolei zaczęły się sprawdzać z przerażającą dokładnością. Nadszedł tak długo oczekiwany kontakt i z każdym dniem poznawaliśmy się coraz lepiej. Jednak w dość krótkim czasie zdałam sobie sprawę, że duchowa rzeczywistość z jaką obcowałam przez ostatnie dwa lata, nie miała praktycznie żadnego odzwierciedlenia na ziemskiej płaszczyźnie.
Pewnego dnia mój bliźniak powiedział mi to, o czym już doskonale wiedziałam obserwując jego zachowanie i interakcje ze mną:
- “Ja nie jestem niczego świadom. To nie jest moje. To twoje przeżycia.”
Jedyne, co chciałam mu wtedy odpowiedzieć, to:
- “To do zobaczenia za kolejne 2 lata, jak zajrzysz w głąb siebie i przypomnisz sobie kim dla ciebie jestem i co tak naprawdę nas łączy”.
Nie było szans, żebyśmy na tym etapie znaleźli jakiś wspólny język, więc ucięcie wszelkich kontaktów wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Na szczęście posłuchałam swoich przewodników i ugryzłam się w porę w język.
Nasze interakcje w 3D były ważne w kolejnym etapie drogi bliźniaczych płomieni, na jaki właśnie wkroczyliśmy. Proces wewnętrznej metamorfozy i pozbywania się traum i blokad miał się jeszcze toczyć przez kolejnych kilka miesięcy. Celem było wskazywanie sobie nawzajem (mniej lub bardziej świadomie) tego, co już nam nie służyło i wymagało uleczenia - czego sami do tej pory nie zauważaliśmy.
Ale w moich oczach sytuacja zamiast się rozwijać, zaczęła zbaczać na inny tor. Czy istniała jakakolwiek szansa żeby on w końcu mnie zrozumiał? Przecież ja byłam mu zupełnie obca, wręcz obojętna. Nie miał pojęcia, co łączyło nasze serca i dusze. Na domiar złego widziałam, że idzie to w kierunku romantycznego flirtu - czego ja absolutnie nie chciałam. Dla mnie wszystko to, czego doświadczyłam na poziomie duchowym było tak głębokie, piękne, wręcz święte, że płytkie rozmowy z romansem w tle były jak brudzenie jakiejś dziewiczej przestrzeni. Nie żebym nie chciała wprowadzić trochę romantyzmu do swojego życia. Wręcz przeciwnie - bardzo tego pragnęłam! Ale akurat w tym przypadku, to nie działało. On był dla mnie zbyt ważny. Jego miejsce było usytuowane głęboko w moim sercu, w centrum mojej duszy. Nie mogłam zgodzić się na niewiele znaczące zagrywki, a tym bardziej nie potrafiłam później zapomnieć o nim jakby był jedynie przelotną znajomością. Poza tym, abym otworzyła się na tego typu historie musiałam mieć pewność, że jego uczucia są równie głębokie jak moje. Jednak nie były… A ja również nie chciałam być niczyją chwilową zabawką.
I tu zaczęły się schody. Zderzenie dwóch światów - logicznego męskiego myślenia z żeńską intuicją. Zrozumiałam, że niestety nie możemy się spotkać na wszystkich płaszczyznach, że każde z nas jest zupełnie odmienne i chce czegoś innego. Nie mieliśmy również tego samego poziomu zrozumienia odnośnie połączenia naszych dusz. Do tego, ja nadal nie czułam się dobrze w trójwymiarowej, materialnej rzeczywistości, a on nie chciał się otworzyć na kontakt ze swoją duszą, co dodatkowo oddalało nas od siebie. Romantyczna historia pojawiająca się w tle zaczęła mnie ciągnąć w dół i oddalać od mojego prawdziwego ja, wręcz dusiła mnie. Myślę, że jego również...
Do tego moi przewodnicy zaczęli naciskać, abym wpłynęła jakoś na niego. To był najwyższy czas żeby w końcu zajrzał w głąb siebie, skontaktował się ze swoim wyższym ja oraz zaczął swoją wewnętrzną pracę. To zadanie również było dla mnie wyczerpujące. Nie chciałam w ogóle w tym uczestniczyć, ani tym bardziej nim manipulować. Pragnęłam, żeby on sam odnalazł swoją prawdę i później zastanowił się jaką podjąć decyzję i co z tym dalej zrobić. Chciałam mu pomóc, ale miałam coraz silniejszą potrzebę odcięcia się od całej tej sytuacji. Zrozumiałam, że zatracam w tym wszystkim siebie.
Widocznie nie byliśmy gotowi by podążać tą samą drogą. I chyba oboje poczuliśmy ulgę, gdy zgodnie postanowiliśmy zapomnieć o jakichkolwiek planach spotkania się na żywo, czy tym bardziej o wspólnej przyszłości. Oczywiście każde z nas miało zupełnie inne ku temu powody. Odległość, która nas dzieliła i wszystkie przeszkody stojące na naszej drodze, były dla logicznego umysłu nie do przebycia. Łatwiej było poddać się bez walki niż posłuchać serca i intuicji… Pozostanie w bezpiecznej bańce komfortu zdawało się o wiele lepszym rozwiązaniem niż wywrócenie wszystkiego do góry nogami i zaczęcie od zera. On zdecydowanie nie chciał nic zmieniać w swoim życiu. Ja chciałam, lecz już byłam zbyt zmęczona by podążać drogą bliźniaczych płomieni sama. To nie była tylko moja historia jak on twierdził, ale NASZA i on musiał w końcu wziąć połowę odpowiedzialności na siebie. Mogłam kontynuować pracę nad swoim wnętrzem, nauczyć się istnieć i cieszyć się trójwymiarową rzeczywistością bez niego. Tak jak robiłam to do tej pory, ale nie byłam w stanie odwalić roboty za nas obojga. To było dla mnie zbyt wiele. Poza tym nie miało to żadnego sensu skoro i tak nie patrzyliśmy w tym samym kierunku.
Jednak droga bliźniaczych płomieni, wcale nie przebiega zgodnie z logiką. Wręcz przeciwnie… Gdy tylko odcięłam się energetycznie od niego i ograniczyłam do minimum wszelkie kontakty, coś się zmieniło. Z jednej strony pojawił się smutek i tęsknota za jego fizyczną obecnością, ale też jeszcze większa radość z bycia wierną sobie i swojej prawdzie pojawiła się w moim sercu. Czułam głęboką miłość do siebie samej. I co za tym poszło - do niego również!
Zaczęłam pytać się swoich przewodników, o co w tym wszystkim chodzi. Czy to tylko proces uleczania siebie poprzez obopólne interakcje, który toczył się wtedy w zastraszającym tempie? Czy może oczekują od nas czegoś więcej? Czy mamy jakąś wspólną misję tutaj na ziemi? Czy bycie razem było wpisane w plan naszej duszy? Czy raczej powinniśmy obrać dwie osobne, indywidualne drogi i zaprzestać wszelkich kontaktów?
Nie ukrywam, że po pierwszych interakcjach z moim bliźniakiem wydawało mi się, że jesteśmy tak od siebie różni i dzieli nas tak wiele, iż przestałam mieć wtedy nadzieję, abyśmy kiedykolwiek dogadali się jakoś w ziemskiej rzeczywistości. Jednak podczas channelingu, pokazano mi wiele razy, że mimo wszystko mamy wspólną przyszłość i sporo do zrobienia razem tutaj na Ziemi. Tylko ja już tego nie chciałam… Zwyczajnie tego nie czułam… Osoba, którą poznałam w ludzkiej formie, wcale nie przypominała mi tej świetlistej postaci, będącej przy mnie bez przerwy przez ostatnie dwa lata. Nie było tam ani kropli tej bezwarunkowej miłości, którą czułam tam na górze…
Ja też nie potrafiłam być sobą w interakcjach z nim. Nie czułam się zrozumiana, nie mogłam się przed nim otworzyć, mówiliśmy w dwóch, zupełnie odmiennych językach. Nie podobało mi się to wszystko, nie lubiłam siebie w zaistniałej sytuacji. To, czego doświadczyłam podczas naszych rozmów, nie było moje… Ta relacja, zamiast pomóc mi w rozwoju, w jakiś sposób mnie ograniczała, ciągnęła w dół. Istnienie w tej samej ziemskiej przestrzeni wydawało mi się niemożliwe. Miałam wrażenie, że on czuł dokładnie to samo, choć pewnie z totalnie odmiennych powodów.
Wiedziałam czego chcę w swoim życiu, a czego nie. Nie szłam już na żadne kompromisy, nawet w relacji z bliźniakiem. On także, co akurat bardzo mi się w nim podobało. Więc jak tu się spotkać w 3D? Czy te dwie przeciwstawne sobie energie mogły się jakoś porozumieć? I tak naprawdę, to po co??? Postanowiłam połączyć się ze swoim wyższym ja, aby w końcu dostać jakieś konkretne odpowiedzi i wskazówki, co dalej zrobić.
Podczas autohipnozy przedstawiono mi dość nietypową scenę.

Nagle zobaczyłam kabel. Najzwyklejszy w świecie biały kabel jakich widziałam tysiące do tej pory. Później pokazano mi, że pod białą otoczką są dwa mniejsze przewody - jeden czerwony i drugi niebieski. Momentalnie poczułam, że ten czerwony to ja, natomiast niebieski, to mój bliźniaczy płomień. Nadal jednak nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi.
I wtedy nadeszła odpowiedź (channeled message):
- “Jesteście dwoma różnymi istotami, które mają odmienne charaktery, talenty, doświadczenia, przeżycia, zadania i role do odegrania w obecnym życiu. Tak, jak dwie przeciwstawne energie. Dwa przewody - mimo tego, że w swoim pniu są takie same, lecz gdy spróbujesz je zmieszać, to powstanie spięcie, ogień, może nawet pożar. Muszą istnieć osobno, dlatego zawsze będą płynąć dwoma oddzielnymi, unikalnymi torami.
Ale coś je łączy - oba biegną w tym samym kierunku, obok siebie, ramię w ramię. Mają te same cele, te same wartości. Chcą przebyć określoną drogę z punktu A do punktu B. Niby każdy osobno, ale nadal razem. I żeby to osiągnąć, muszą nauczyć się ze sobą współpracować. Muszą dojść do tego samego celu, w tym samym momencie, bo inaczej nie będzie prądu i lampka, która znajduje się na końcu kabla nigdy się nie zapali.”
- “Ale jak to osiągnąć skoro jesteśmy tak odmienni i w ogóle się nie rozumiemy?” - zapytałam.
- “Do tego potrzebna jest totalna akceptacja i szacunek dla odmienności drugiej osoby, pełna swoboda ekspresji, wolność słowa i wyrażania swoich myśli i uczuć. Nie ważne czy mieszkacie pod tym samym dachem, czy dzielą was tysiące kilometrów. Zasada jest ta sama - musicie pozwolić tej drugiej osobie istnieć jako odrębna, wolna jednostka, stworzyć jej takie miejsce, gdzie będzie mogła czerpać radość z bycia sobą. Niepotrzebne tu są żadne manipulacje czy kontrola - wystarczy zaufać w jej możliwości i talenty. Jeżeli będzie czuła się tam kochana i bezpieczna, to sama zdecyduje się na to, aby podążać w tym samym kierunku. Musisz wyzbyć się wszelkich oczekiwań i postawić wszystko na bezwarunkową miłość.
Pamiętaj również, by nie zatracić w tym wszystkim siebie. Wręcz przeciwnie - każde z was powinno być wierne swoim celom, wartościom i marzeniom. Miłość i szacunek do samego siebie oraz pogłębianie swoich unikalnych talentów, jest tutaj istotnym kluczem. Podążaj konsekwentnie w obranym przez siebie kierunku. Nie zmieniaj się tylko dlatego, że osoba biegnąca obok robi coś inaczej. To może nie być twoje i przez przypadek wpadniesz na jej tor i wtedy będzie spięcie. Nie obawiaj się też różnic pomiędzy wami. Na poziomie dusz jesteście identyczni, łączy was ta sama bezwarunkowa miłość. A co za tym idzie - te same wartości w trójwymiarowej rzeczywistości. W końcu nauczycie się siebie nawzajem i zamiast wchodzić sobie w drogę zaczniecie się wspierać i czerpać ze swoich różnic wszystko to, co najlepsze.
I gdy już zdecydujecie się podjąć próbę przejścia drogi z punktu A do punktu B razem... Nie oglądajcie się za siebie - niech przeszłość zostanie w przeszłości. Nie wybiegajcie za bardzo do przodu - co ma się wydarzyć i tak się wydarzy. Bądźcie w tu i teraz i skupcie się na tempie, tak aby było odpowiednie dla was obojga. Zawsze patrzcie przed siebie, aby nie stracić celu z oczu.
Co jakiś czas musisz jednak zerknąć i sprawdzić, czy druga osoba biegnie nadal obok ciebie. Jeżeli tak, to jest znak, że rzeczywiście posuwasz się w dobrym kierunku. Gdy ją zobaczysz, uśmiechnij się wtedy do niej i podziękuj za to, że po prostu istnieje i chce przemierzać tę drogę razem z tobą. Bądź wdzięczny za te wspólne chwile.
Jeśli natomiast jej tam nie będzie, to zatrzymaj się na moment. Zobacz co się stało. Może biegniesz za szybko i nie może cię dogonić. Sprawdź również, czy nie potknęła się i nie została gdzieś w tyle. Być może potrzebuje twojego wsparcia lub chwili odpoczynku. Być może będziesz musiał cofnąć się by podać jej rękę, pomóc wstać i zmobilizować do działania. Jednak gdy znów zacznie biec obok ciebie, pozwól jej wrócić na własny tor i znajdźcie idealną prędkość dla was obojga..
Natomiast jeżeli stracisz ją z oczu i zauważysz, że nie potrzebuje pomocy, zaobserwuj, czy to oby nie ty jesteś tą osobą, która się zgubiła i zboczyła z obranego wcześniej szlaku.
To się nazywa partnerstwo, współpraca, inspirowanie siebie nawzajem. Biegniecie odmiennymi torami, ale mimo wszystko patrzycie w tym samym kierunku. Ramię w ramię, lecz bez konkurencji i niezdrowej rywalizacji. Nie ma tam zazdrości ani manipulacji. Jest całkowita akceptacja i wspieranie siebie nawzajem. Bo w centrum swojego istnienia, jesteście tacy sami. Macie tylko odmienną formę ekspresji i inną rolę w obecnym życiu. Razem jednak tworzycie idealną całość. Tak jak dwa oddzielne, przeciwstawne sobie przewody, które tworzą kabel - idealne warunki na przepływ energii - bezwarunkowej miłości. Tylko dzięki współpracy uda wam się wspólnie dojść do celu i zapalić światło”.
I znowu pokazano mi niebieską i czerwoną część kabla, która chowa się pod białą, plastikową otoczką i staje się jednością. Mimo tego, że na przewodach się zupełnie nie znam, obraz ten wraz z opisem wydał mi się bardzo trafiony. Taka złota recepta na stworzenie zdrowej relacji. Tak odmiennej od tego, czego doświadczyłam do tej pory w swoim ziemskim życiu i obserwowałam w interakcjach innych ludzi. Ale tak bardzo mojej…
Wróciłam myślami do swojego bliźniaka i zaczęłam się zastanawiać czemu nie udało nam się podążać w tym samym kierunku i co gorsza, zgodnie, każde z nas obrało inną drogę. Wybraliśmy siebie i byliśmy wierni sobie. To akurat nie było złe. Może i energia pomiędzy nami się oczyściła i wibracje bardzo wzrosły, jednak nie było już “nas”. Przynajmniej nie w trójwymiarowej rzeczywistości. Nie biegliśmy ramię w ramię w tym samym kierunku. Każdy przewód poszedł w inną stronę. Nawet nie wiedziałam gdzie on się obecnie znajduje. Czyżbyśmy oboje się zgubili?
Ale najbardziej zadziwiające w mojej relacji z bliźniakiem jest to, że za każdym razem kiedy wybieram siebie i swoje własne szczęście, idąc czysto za głosem serca a nie rozumu, w jakiś magiczny sposób kocham go jeszcze bardziej. I mimo tego, że nie było już w mojej głowie idei stworzenia z nim fizycznego związku, to poczułam do niego tę samą bezwarunkową miłość, która istniała na płaszczyźnie duchowej. I o dziwo… po raz pierwszy odwzajemnioną! Nie miałam żadnych wieści od niego, jednak wibracje pomiędzy nami totalnie się zmieniły!
- “Ale o co chodzi? Przecież nasze drogi rozeszły się i tym razem, to już pewnie na zawsze!” - powiedziałam zdziwiona, nie mając pojęcia, co się dzieje - “Czy to możliwe, że te wibracje, te uczucia pochodzą rzeczywiście od niego? Że w końcu zrozumiał co tak naprawdę nas łączy i jak bardzo jest to głębokie?” - zastanawiałam się dalej.
Pod koniec dnia moja decyzja jednak trochę mnie męczyła. Logiczny umysł doszedł do głosu i próbował wzbudzić we mnie poczucie winy, że wybrałam siebie zamiast “nas”. - “Ale przecież to była nasza decyzja! On sam powiedział mi wyraźnie, że nie mamy wspólnej przyszłości! I oboje czujemy się z tym dobrze! To był zwykły falstart, nic więcej”.
- “Albo właśnie unia...” - usłyszałam nagle głos mojego wyższego ja…
- “Unia?!?” - prawie krzyknęłam.
Zero odpowiedzi… Cisza...
Po raz kolejny poczułam, że coś zmieniło się w naszych wibracjach. Ale co? Usnęłam z mieszanymi uczuciami, lecz gdy się obudziłam, moje serce wręcz rozpierała radość. Wzięłam psa i biegałam dwie godziny po polach skacząc i tańcząc jednocześnie. Powinnam być smutna, że znów go straciłam i tym razem już pewnie na zawsze. Ja jednak czułam się tak lekko, jakbym wręcz latała wysoko nad ziemią. Czy odcinając się od niego odnalazłam siebie? Nic, absolutnie nic z tego nie rozumiałam.
Po jakimś czasie dostałam wiadomość. Domyślałam się, że to on próbuje się ze mną skontaktować. Przez chwilę chciałam go zignorować, ale coś kazało mi jednak wziąć telefon do ręki.
- “Miałem wczoraj głęboką sesję wewnętrzną...” - zobaczyłam sam początek. Nie musiałam czytać dalej. Czułam w całym swoim istnieniu co tak naprawdę się stało.
- “Zrobił autohipnozę! On wie! Zrozumiał! W końcu poznał prawdę!” - krzyknęłam sama do siebie.
Już było dla mnie wszystko jasne! To stąd te nieziemskie wibracje i radość w moim sercu. Zrozumiał kim jestem… Odnalazł samego siebie…
Alexandra FreeSoul
Jeżeli moje artykuły wydają Ci się pomocne, wesprzyj moją pracę dokonując dobrowolnej wpłaty (w ramach wymiany energii) na konto:
PLN: PL46 1140 2004 0000 3102 7563 3134
€: GR52 0172 2860 0052 8608 5839 763
PayPal: freesoulblog@outlook.com
Dziękuję!
Polub Free Soul - Polska na Facebook'u:
Dołącz do grupy na Facebook'u:
FREE SOUL POLSKA - UNIA W SOBIE (BLIŹNIACZE PŁOMIENIE CHANNELING HIPNOZA)
Zasubskrybuj kanał Free Soul Polska na YouTube:





Komentarze