top of page

Zablokować bliźniaka, odciąć się, czy jednak popłynąć z nurtem procesu?



Blokowanie bliźniaka na portalach społecznościowych, jest tak częste, że aż przez jakiś czas myślałam, że przyjdzie moment, gdy ja również zdecyduję się na coś takiego. Tylko w moim przypadku nie ma szantaży emocjonalnych, prób zmanipulowania uczuć innych ludzi, wymuszania na nich specjalnych reakcji w stosunku do mnie. Jak coś postanawiam, to dlatego, że czuję to całą sobą. Robię to raz i na zawsze… I choć było wiele takich chwil, gdy rzeczywiście byłam bliska wyrzucenia go ze swojego życia, wiedziałam, że jeśli go zablokuję, to nie będzie odwrotu… Od czego oczywiście zawsze próbowało mnie odwieść moje wyższe ja...


W początkowej fazie jego nieobecność i brak chęci nawiązania jakiegokolwiek kontaktu ze mną, wręcz unikania mnie, były często nie do zniesienia. Ból i tęsknota stawały się tak intensywne, że chciałam zakończyć ten proces natychmiast - zablokować go, zapomnieć i mieć święty spokój. Ale w przypadku bliźniaczych płomieni niestety to tak nie działa… Zwyczajnie wszechświat na to nie pozwala...


Przez ponad dwa lata wymieniliśmy może trzy zdania. On sam wysłał mi jedynie neutralne życzenia z okazji świąt. Był to okres kiedy pracowałam nad sobą na zwiększonych obrotach, nadrabiałam zaległości w sferze duchowej, sprawdzałam czy wszystko z nim OK, wysyłałam mu leczniczą energię i miłość kiedy tylko czułam, że tego potrzebuje. On natomiast nie miał pojęcia, że cokolwiek nas łączy. Byłam mu zupełnie obca...


Mimo że serce się do niego rwało i przez pierwszy rok wylałam tyle łez, co chyba przez całe swoje dotychczasowe życie razem wzięte, trzymałam dystans, nie pisałam, nie zaczepiałam go w żaden sposób. Takie miałam wytyczne od mojego wyższego ja...

- "Jeszcze nie jest gotowy. Ucieknie jak tylko się do niego odezwiesz. Musi najpierw pozamykać pewne sprawy. Ty również powinnaś popracować nad sobą. Ale już niewiele zostało." - zawsze padała ta sama odpowiedź...


Gdybym wiedziała wtedy, że to "niewiele" będzie trwało kilka lat, to pewnie bym się poddała na samym początku…


Gdybym miała świadomość jak ciężki będzie cały ten proces, to w życiu bym się wtedy na to nie zdecydowała…


Ale tej bezwarunkowej miłości nie dało się zadusić… Odkładałam pomysł zablokowania go na bok, ocierałam łzy, wygrzebywałam się z łóżka i pytałam mojego wyższego ja: "To co jeszcze mam w sobie do uleczenia? Co nadal stoi na drodze do unii?".


Często w medytacji pojawiali się moi przewodnicy duchowi i jak tylko zadawałam to pytanie, uśmiechali się lekko i obejmowali mnie z miłością. Czułam wtedy, że rozumieją ile sił kosztuje mnie to, aby podnieść się po raz kolejny i zmierzyć się ze swoimi wewnętrznymi demonami, nieuleczonymi ranami, starymi traumami…


A było tego bardzo, bardzo dużo…


Gdy w końcu odnowił się nasz długo oczekiwany kontakt i już zaczęłam wierzyć, że rzeczywiście "niewiele zostało do unii", okazało się, że dla niego proces dopiero się zaczynał!

"Czy to znaczy, że czekają nas kolejne 2-3 lata rozłąki lub szarpania się, zanim on odnajdzie prawdę o sobie, o nas i przepracuje wszystkie swoje brudy?!?!?" - krzyczałam do swojego wyższego ja, które po raz setny próbowało mnie przekonać, że poddanie się i zablokowanie go to nie jest dobry pomysł...


Dla mnie był… Szczególnie, gdy doznałam kolejnego szoku rozumiejąc, jak bardzo różni się jego podejście i świadomość odnośnie tego, co nas łączy na poziomie dusz i serc. On nie miał o niczym pojęcia, a do tego, zdałam sobie sprawę, że on wcale nie czuje do mnie tej samej bezwarunkowej miłości. Tam było jakieś zainteresowanie, ale bardziej na zasadzie "rozpoznania terenu" i przelotnego flirtu, niż dążenia do unii na wszystkich poziomach. To nie wróżyło nic dobrego… Złamane serce, po raz kolejny, było wręcz gwarantowane…


Fakt, że to ja musiałam wykonać tak dużo wewnętrznej pracy, wylać tyle łez (już sama nie wiedziałam czy przez tęsknotę za nim, czy przez te wszystkie nieuleczone rany, których musiałam dotknąć, aby zbliżyć się do unii), gdy on żył sobie spokojnie swoim dotychczasowym życiem, wydawał mi się bardzo niesprawiedliwy. Coś było tutaj zdecydowanie nie tak...


Na domiar złego, mimo tego, że on zawsze był niezwykle miły i przyjacielski, wyraźnie trzymał mnie na dystans. Jakby stworzył wokół siebie jakąś szklaną, niewidoczną barierę. Mogłam go widzieć, rozmawiać z nim, ale nie dało się zaistnieć w tym samym miejscu jednocześnie. Tłumaczyłam to sobie, że przecież musi mnie poznać, że potrzebuje czasu, aby się otworzyć, że wszystko to może mu się wydawać zwyczajnie dziwne i niezrozumiałe. Przecież to była dla niego nowość…


Jednak jakoś w tamtym okresie, zupełnie niespodziewanie, pokazano mi podczas hipnozy jak bardzo był za swoją poprzednią dziewczyną. Patrzyłam na nią jego oczami. Ona była taka piękna, utalentowana, pewna siebie, niezmiernie seksowna. Ale też potrafiła wykorzystywać wszystkie te cechy w relacjach z innymi, szczególnie z mężczyznami. A ja? Jak to kiedyś powiedział mi bliźniak: "Ty jesteś taka… słodka"...


Nie zdziwiło mnie to, bo wiele ludzi mi mówiło, że jestem jak wstydliwe, małe, naiwne dziecko. Zdecydowanie nie potrafiłam i nie chciałam wykorzystywać swojej cielesności do wymuszania specjalnych względów u kogokolwiek. Niestety z jego ust nie zabrzmiało to jak komplement…


Pokazano mi jak stoję obok niej, a on nawet mnie nie zauważa. Przecież byłam słodka = nudna, mało atrakcyjna, nieciekawa… Za to ona była wszystkim. Wokół niej rozprzestrzeniała się aura miłości, pasji, fizycznego pożądania. On był tak bardzo nią zafascynowany... Kochał ją za całokształt... Ja zwyczajnie dla niego nie istniałam… I już było jasne dlaczego nie odzywał się do mnie przez cały ten czas...


I gdy mocny ból przeszył mi serce i łzy zaczęły płynąć rzeką po policzkach, zapytałam się wyższego ja czemu mi to pokazuje. Nie chciałam na to patrzeć ani chwili dłużej. Szczególnie, że wcale o to nie pytałam i nie miałam ochoty grzebać w jego przeszłości. I gdy już miałam otworzyć oczy, usłyszałam: "Spójrz".


Spróbowałam się uspokoić i wróciłam do sceny. Oni nadal stali wpatrzeni w siebie z miłością, a ja obok jak piąte koło u wozu. Jednak ciała jakby zaczęły się rozrzedzać, zanikać. Zobaczyłam, jak ja i on przeradzamy się w istoty świetliste, jak bezwarunkowa miłość wybija z naszych serc i łączy się w połowie drogi, po czym tworzy ogromną złotą bańkę. Jego była dziewczyna pozostała jedynie jakimś nikłym cieniem, ledwo widocznym w blasku tego nieziemskiego światła. A w tej bańce było wszystko… Cały wszechświat ukryty w jednym naszym spojrzeniu… Miłość tak ogromna, że chyba niemożliwa do pojęcia przez ludzką istotę… To, co nas łączyło, było tak czyste… I oczywiste…


Jednak on tego nie widział… On był skupiony tylko na fizycznym i namacalnym świecie. Nie potrafił spojrzeć głębiej, przebić się świadomością do świata, którego nie dało się zobaczyć oczami…


Niestety nie mogłam z tym nic zrobić.

Moje opowieści o bliźniaczych płomieniach, jak to mówił, były moją historią, nie jego, nie naszą…


Nie naciskałam, nie próbowałam go na siłę przekonać o mojej racji.

Zwyczajnie musiał sam tego doświadczyć, aby zrozumieć.

Musiał sam poszukać odpowiedzi na to kim jest i jaka jest jego misja tutaj na Ziemi.

Musiał poczuć tę bezwarunkową miłość…

Musiał chcieć osiągnąć unię na wszystkich płaszczyznach...

I nie wiedziałam czy kiedykolwiek się to wydarzy.


Po raz kolejny, jedyne co mogłam zrobić, to oddalić się i dać mu czas. Sobie również, aby uleczyć kolejne rany w sercu po tym, co zobaczyłam…


Ile bólu może znieść serce? Wiele... Często jednak przychodzą chwile, że zwyczajnie nie mamy siły udźwignąć więcej. Nie chcemy już dłużej czekać na kogoś, kto bardziej przypomina ducha niż fizyczną postać. Wolimy się poddać z nadzieją, że zapomnimy i świat po jakimś czasie wróci do normalności.


Zdarza się też tak, że miłość, którą czuliśmy wcześniej przerodziła się w gorycz. Mamy wrażenie, że to, co było w sercu wylało się z niego i przepadło na zawsze. Zostało jedynie poczucie pustki. Daliśmy z siebie o wiele więcej niż byliśmy w stanie dać… Nie otrzymując w zamian absolutnie nic… Czujemy się oszukani przez los, przez bliźniaka, mamy sobie za złe, że tak daliśmy sobą manipulować. Chcemy się odciąć raz na zawsze i uwolnić od całej tej niezdrowej sytuacji…


Często jesteśmy zwyczajnie zmęczeni… Każdy, kto zaznał drogi bliźniaczych płomieni wie, że nie jest ona usłana różami. To długi i ciężki proces. Jednak decyzję o ostatecznym zablokowaniu kogoś i wyrzuceniu go z naszego życia, powinniśmy podejmować na spokojnie. Gdy kierują nami niższe wibracje, niestety często możemy zrobić, powiedzieć, postanowić coś, czego później będziemy żałować. A to kolejnie opóźni nasz wewnętrzny proces uleczania i oddali od unii. Czasami warto zrobić sobie dłuższą lub krótszą przerwę, zrelaksować się, pomedytować, zająć się czymś, co sprawia nam radość i dopiero potem wrócić do tematu. Najczęściej widzimy wtedy daną sytuację w zupełnie innym świetle i łatwiej nam jest podjąć dobrą decyzję.


Moje wyższe ja zawsze mi powtarza, że na drodze bliźniaczych płomieni najważniejsze jest uzdrawianie siebie nawzajem i wskazywanie co jeszcze nam nie służy, co musimy w sobie zmienić. Na samym końcu będziemy mogli zdecydować czy ostatecznie chcemy być razem czy nie. Dwoje uleczonych bliźniaków oczywiście decyduje się na to. Oboje są świadomi tego, co ich łączy. Znają siebie doskonale i wiedzą, że nie znajdą tego nigdzie indziej.


Zdarza się jednak, że jeszcze sporo jest do uleczenia między bliźniakami, albo jeden z nich pracuje nad sobą, stara się, jednak drugi odmawia kontaktu z intuicją, skupia się tylko na ziemskich doświadczeniach i ciągnie go w dół. W obu przypadkach najlepszym rozwiązaniem jest zdystansowanie się i skupienie na sobie.


Wiem doskonale, że nie da się nikogo zmusić do pokochania nas. Jeżeli mój bliźniak uważa mnie za "słodką i nudną", to nie znaczy też, że muszę od razu się zmieniać i stawać się kimś, kim nie jestem, aby mnie zauważył. Może się jednak okazać - tak jak było w moim przypadku - że specjalnie ukrywałam swoją kobiecość, nie chciałam być seksowna, bo zwyczajnie pragnęłam uniknąć intymności. Nie lubiłam też swojego ciała. Chciałam, żeby inni pokochali mnie za moją duszę, mój charakter, a nie ze względu na zewnętrzny wygląd… I w ten sposób bliźniak pokazał mi, że muszę coś w sobie uleczyć…


Często nasze bliźniaki robią coś (mniej lub bardziej świadomie), co nas boli lub w jakiś sposób krzywdzi. Jednak rozpoznając jak działa proces, powinniśmy zadać sobie takie pytania: "Czego ta sytuacja mnie uczy o sobie? Jakie uczucia we mnie wywołuje? Co powinienem w sobie uleczyć?"


Bo prawda jest taka, że bliźniak i jego działanie w stosunku do nas ZAWSZE pokazują nam to, czemu powinniśmy się dokładniej przyjrzeć.


Proces uleczania jest jednak długi… Pamiętam jak mówiłam kiedyś bliźniakowi, że czuję się zwyczajnie zmęczona tym wszystkim. Uśmiechnął się jedynie i patrzył na mnie trochę ze zdziwieniem, trochę z podejrzliwością. Oczywiście od razu pożałowałam, że mu to wyznałam. Często pragnęłam porozmawiać z nim otwarcie o wszystkim, przed czym przestrzegało mnie niestety moje wyższe ja… Było oczywiste, że inaczej postrzega określoną sytuację, czy samą relację osoba, która tkwi w tym od kilku lat, a ktoś, kto dopiero zaczyna poznawać prawdę. W trakcie gdy on się dobrze bawił, ja jedyne o co prosiłam, to zamknięcie tego tematu i już nawet nie obchodziło mnie, czy z happy endem, czy bez. Zwyczajnie nie miałam więcej siły…


Pamiętam po tej rozmowie padło z jego ust słowo "frustracja"... Nie zareagowałam wtedy, bo i tak wiedziałam, że zwyczajnie mnie nie zrozumie. Choć miałam ochotę powiedzieć mu:

-"Oj, kochany… Przejdź ten kawałek drogi bliźniaczych płomieni w moich butach i to samotnie, a dopiero później będziesz mógł mnie oceniać… Może docenisz wtedy ile miałam w sobie sił, wyrozumiałości, cierpliwości i bezwarunkowej miłości, aby dojść do momentu, w którym możemy teraz usiąść, spojrzeć sobie w oczy i porozmawiać na spokojnie."


To, że droga bliźniaczych płomieni jest w rzeczywistości leczniczym procesem, nie oznacza jednak, że musimy zgadzać się na wszystko, co serwuje nam bliźniak. To, co robi, mówi i to, jakie podejmuje decyzje odnośnie swojego własnego życia oraz ogólnie “nas”, może być bardzo bolesne. A to powoduje, że automatycznie chcemy się odciąć. Co jest zupełnie normalne… Są przypadki, że wręcz wymagane...


Sama doświadczyłam tego i to wiele razy... Czasami zwykła cisza i zero kontaktu mówią więcej niż słowa... Mamy wtedy świadomość, że ta osoba zwyczajnie nie chce nas w swojej rzeczywistości. Nie ma co się narzucać... Widocznie nie czuje tego, co my w obecnej chwili, musi się skupić na swoim wewnętrznym procesie, lub zwyczajnie ma inne plany na przyszłość. I niestety musimy to uszanować, zaakceptować i nauczyć się z tym żyć… Wręcz znaleźć szczęście w zaistniałej sytuacji...


Bliźniacze płomienie zawsze łączy bezwarunkowa miłość. To prawda. Jednak dzieje się to na poziomie duszy. Ciała świetliste od razu się rozpoznają. W trójwymiarowej rzeczywistości niestety nie musi to tak wyglądać... Jak zostało mi pokazane podczas hipnozy i kolejnie potwierdzone przez bliźniaka, który mi powiedział wprost: "Ja byłem zwyczajnie neutralny". Dokładnie - nie czuł do mnie nic… Przez kilka lat odkąd się poznaliśmy… I sam ten fakt powodował, że czułam potrzebę odcięcia się wiele razy… Zwyczajnie nie chciałam być tam, gdzie nie jestem mile widziana...


A gdy w końcu zaczął się na mnie otwierać, zakomunikował mi wprost, że fizyczna odległość, która nas dzieliła, była dla niego nie do przebrnięcia. Stwierdził, że on nie chce nic zmieniać w swoim życiu, nie ma ochoty się przeprowadzać, a tym bardziej wyjeżdżać ze swojego kraju. Co oczywiście było jednoznaczne z tym, że nie ma tam miejsca dla mnie, a tym bardziej nie było nadziei na wspólną przyszłość… Ja i tak nie mogłam się ruszyć z Grecji ze względu na dzieci.


Wtedy wydało mi się to logiczne. Miał całkiem fajne życie, dobrą pracę, rodzinę i przyjaciół wokół siebie. Czy powinnam wymagać od niego, aby rzucił to wszystko tylko dla mnie i zaczął od zera? Oczywiście, że nie… Zresztą ja również nie czułam się z tym faktem dobrze. Sama przeprowadziłam się kiedyś do Grecji dla swojego byłego męża, czego po jakimś czasie oczywiście niezmiernie pożałowałam… Nie chciałam, aby jego również do spotkało.


Niestety, podczas sesji autohipnozy moje wyższe ja potwierdziło mi to, czego się obawiałam najbardziej: "Umysł znów wygrał nad sercem"… Nie wybrał mnie… Przegrałam…


Tam nie było już miejsca dla mnie…


To jest takie uczucie, jak po raz kolejny, ktoś zamyka nam drzwi przed samym nosem... Stoimy tak z sercem na dłoni wpatrując się w klamkę z nadzieją, że może jeszcze się poruszy i zastanawiamy się, co zrobiliśmy nie tak, skoro zostaliśmy potraktowani w ten właśnie sposób...


Nic... Byliśmy na tyle odważni, aby pokonać strach przed odrzuceniem, przed kolejnym zranieniem, zaufać komuś, kogo niewiele znamy i zaoferować mu swoją miłość... Jednak nasza miłość nie została przyjęta. A to boli... I to bardzo...


Chyba czekanie aż zmieni zdanie, stojąc na wycieraczce, nie wchodzi w grę. Prędzej skończy się to wezwaniem policji lub wypuszczeniem psa, który skutecznie nas przegoni, niż odwzajemnieniem naszych uczuć…


Powoli odchodzimy, zastanawiając się co dalej… I jak zabić to cholerne uczucie, które nie daje nam iść w innym kierunku… I ułożyć sobie życie z kimś, kto pokocha nas równie mocno…


Choć nadal czułam do niego tę samą, bezwarunkową miłość, chciałam W KOŃCU zamknąć cały ten temat… Mimo tego, że wyższe ja jak najbardziej popierało odcięcie się i urwanie kontaktu, jednak nadal zablokowanie go nie wchodziło w grę…


Do tego, podczas kolejnej sesji hipnozy, zadałam ogólne pytanie, czy jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć. Scena, którą zobaczyłam zupełnie mnie zszokowała. Pokazano mi znów byłą dziewczynę bliźniaka i to, że nie miał problemu przeprowadzić się dla niej do innego miejsca. Nawet to, że był w stanie biec za nią na inny kontynent, jeśli by zaistniała taka potrzeba.


Kolejna dziewczyna, kolejne miasto, zupełnie inny stan... I kolejna miejscowość… Przypomniałam sobie, jak opowiadał mi o swojej przeprowadzce na Bali… Hawaje… Czy on mieszkał na Hawajach? Nic o tym nie wiedziałam, ale widocznie nie miał nic przeciwko temu… I tak pokazywano mi miejsce po miejscu, odmienne stany, nawet zupełnie inne państwa… Czyli jednak da się… On może to zrobić… Tylko on nie chce… Zwyczajnie on nie chce tego zrobić dla mnie…


Jeśli istniały we mnie jeszcze jakieś minimalne nadzieje, że mój bliźniak kiedykolwiek pojawi się w moim życiu, wtedy właśnie ostatecznie umarły. Nie wybrał mnie… I nigdy tego nie zrobi… Nawet ja nie byłam już pewna, czy w ogóle tego chcę. Poczułam się strasznie… Jak najmniej istotna osoba w jego życiu...


Wyobraźcie sobie, że nawet wtedy moje wyższe ja nie pozwoliło mi go zablokować… Bo serce jednak w głębi nadal kochało… Mimo tego, że było rozdarte na tysiąc kawałków…


Postanowiłam jedynie przestać go obserwować na wszystkich portalach społecznościowych i zrobić wszystko, aby o nim zapomnieć. Może nadejdzie taki moment, kiedy moje uczucia w stosunku do niego staną się neutralne, a on sam przerodzi się jedynie w przeciętnego kumpla. Póki co, jedynie czas mógł uleczyć rany…


Jednak stało się coś niesamowitego. Kochałam go, ale zdałam sobie sprawę, że mogę być szczęśliwa bez niego. Nie potrzebowałam go wcale w swoim życiu. To była tylko iluzja… A najważniejsze, dzięki jego zachowaniu zrozumiałam jak NIE CHCĘ, aby inni mnie traktowali…


W końcu oddaliłam się o kilka kroków od całej tej sytuacji. Stanęłam z boku i zaczęłam biernie obserwować wszystko to, co działo się wokół mnie. Nie tylko bliźniaka, ale ogólnie ludzi, którzy mnie otaczali. Patrzyłam, kto stara się, aby być w moim życiu, kto szuka mojego kontaktu, kto pojawia się jedynie jak czegoś potrzebuje, kto uśmiecha się do mnie, a w rzeczywistości nie życzy mi wcale dobrze lub czuje zazdrość, kto zawsze czeka na mój pierwszy ruch, albo wręcz w ogóle nie pamięta o moim istnieniu, kto akceptuje mnie taką, jaka jestem, a kto chce mnie na siłę zmieniać… Zwyczajne dni, święta, Nowy Rok, Walentynki, urodziny - tyle wyjątkowych dat… Kto tak naprawdę jest w tych dniach przy mnie? Kto znajduje wszystkie możliwe powody, aby być w moim życiu? Kto stara się, aby te dni były dla mnie wyjątkowe, wypełnione miłością, szczęściem i radością? Kto sprawia, że czuję się dla niego ważna?


Zszokował mnie fakt, że było wiele takich ludzi i większości z nich nawet prawie wcale nie znałam. Odcinałam się od nich ze względu na miłość, którą czułam do bliźniaka. Ile było mężczyzn, którzy chcieli mi oferować swoje uczucia, potrafili zobaczyć moją duszę, nie tylko moje fizyczne ciało, ale ja ich odrzucałam… Byłam ślepa… Ile zupełnie obcych mi osób poświęciło swój czas, aby napisać dla mnie osobisty wiersz, nawet słowa piosenki, czy stworzyć muzykę, jakiś rysunek, dać prezent, kwiaty, nie oczekując ode mnie absolutnie nic w zamian! Zwyczajnie chcieli sprawić, abym poczuła się szczęśliwa i ważna…


A bliźniak? No cóż… Albo wcale go nie było, albo zjawiał się już po czasie… Miło zdziwił mnie fakt, że po raz pierwszy w życiu wysłał mi życzenia na urodziny, jednak były one tak neutralne i mało osobiste, jak setki innych jakie otrzymałam… Zwyczajnie zniknęły one pod stertą innych życzeń, których autorzy rzeczywiście postarali się, by ten dzień był dla mnie wyjątkowy.


Ale zrozumiałam jeszcze coś - zaczęło mi być to zupełnie obojętne. Nie oczekiwałam już od niego zupełnie nic. Bliźniaka nigdy fizycznie nie było w moim życiu i pewnie nigdy nie będzie. Przyzwyczaiłam się do tego faktu. Chyba zaczęłam to akceptować i nawet czułam się z tym dobrze.


Na poziomie duszy zawsze będę go kochać, i gdzieś w głębi serca ta miłość oczywiście będzie się tlić. Zawsze też będę mu życzyć jak najlepiej i pozostanę jego największą fanką do końca życia. Jednak w trójwymiarowej rzeczywistości jego zachowanie, działania i podejmowane decyzje nie były dla mnie najlepsze… Czyżbym w końcu stała się neutralna? Po tych kilku latach czekania na niego, naprawdę sobie tego życzyłam...


Doskonale wiedziałam, że nie mogę nikogo zmusić do miłości... Albo uczucia same obudzą się w jego sercu, albo jakiekolwiek moje starania spełzną na niczym. Musiałam pozostać autentyczna i zostawić całą resztę w rękach wszechświata. Bliźniak miał prawo do nie kochania mnie... Miał prawo wybrać inny kierunek w swoim życiu… Możliwe, że moje działania, zachowanie i reakcje, również nie dawały mu szczęścia… Może zwyczajnie nie było nam pisane być razem w obecnym życiu...


Więc zamiast zatracać siebie i opróżniać swoje serce z miłości zdystansowałam się i skierowałam tę miłość na kogoś, kto na nią zasługuje - na siebie. Gdy moje serce się wypełniło i miłość ta przelała się na zewnątrz, dopiero wtedy poczułam, że już mogę obdarować nią innych.


Jednak zanim to zrobię po raz kolejny, zaobserwuję z wielką uwagą, czy osoba, której chcę ją ofiarować, jest gotowa przyjąć te uczucia i je odwzajemnić. Może się okazać, że w obecnej chwili wcale nie patrzy w tym samym kierunku co ja…


Gdy próbujemy wiele razy i ciągle napotykamy na zamknięte drzwi, to pomimo bezwarunkowej miłości, która zawsze przebija ze sfery duchowej, w trójwymiarowej rzeczywistości jakaś część nas niestety się wypala. I wtedy zaczynamy uważać, gdzie kierujemy swoje uczucia i uwagę oraz sprawdzamy, czy rzeczywiście warto…


Jeżeli chodzi o bliźniaka, to czy tego chcemy, czy nie, proces ten będzie się toczył do końca naszego życia. Nasze serca i dusze ciągle będą połączone. Gdy tylko zejdziemy do poziomu serca, zawsze będziemy czuć tę samą bezwarunkową miłość. Bez względu na to, czy istnieje jakakolwiek szansa, że będziemy mogli zaistnieć w trójwymiarowej rzeczywistości jako para, dwoje przyjaciół, czy jednak zdecydujemy się zachować dystans, to powinniśmy pozwolić mu istnieć gdzieś tam w tle. Mimo tego, że czasem może być to bolesne, jednak na koniec zawsze ma to bardzo leczniczy charakter.


Poza tym, nigdy nie wiadomo jak potoczy się kolejny etap procesu. Może w końcu bliźniak odkryje prawdę o sobie i postanowi jednak wybić się na pierwszy plan oraz odegrać bardziej istotną rolę w naszym życiu, kreując przyszłość wspólnie z nami.


Może się okazać, że po wszystkim tym, co oboje przeszliśmy, doczekamy chwili, gdy tym razem to on stanie pod naszymi drzwiami z sercem na dłoni i z chęcią posklejania wszystkich ran, które mniej lub bardziej świadomie wyrył w naszym sercu. I może to być jedna z najcudowniejszych chwil, na którą nasze dusze czekały od chwili urodzenia...


O ile nadal będziemy chcieli, po raz kolejny, otworzyć dla niego nasze serce…



Alexandra FreeSoul


 
  • Jesteś na drodze bliźniaczych płomieni i zastanawiasz się jak dojść do unii w sobie/z bliźniaczym płomieniem?

  • Potrzebujesz wsparcia lub wskazówek odnośnie decyzji, które powinieneś podjąć w swoim życiu, odnośnie kierunku, który powinieneś obrać?

  • Chciałbyś uleczyć zdarzenia z przeszłości/poprzednich żyć i uwolnić się od nich energetycznie oraz emocjonalnie raz na zawsze?

  • Chcesz odnaleźć prawdziwą drogę swojej duszy i żyć pełnią szczęścia?

  • Chciałbyś poznać o czym tak naprawdę marzy twoja dusza i jak to osiągnąć?

  • Chcesz mieć wgląd w to, co może wydarzyć się w przyszłości?

  • Masz poczucie, że stoisz w miejscu lub zataczasz w życiu ciągle te same kółka/przechodzisz te same cykle?

  • Chcesz nauczyć się słuchać swojego serca i intuicji oraz nawiązać kontakt ze swoim wyższym ja?

  • Chcesz uleczyć siebie, wszystkie swoje wewnętrzne blokady, swoje wewnętrzne dziecko, uwolnić się od niesłużących Ci już starych schematów myśleniowych, negatywnych programów i traum emocjonalnych?

  • Chcesz odnaleźć miłość i założyć zdrowy, partnerski związek?

Cokolwiek stoi na drodze do Twojego spełnienia, martwi cię, sprawia, że obniżają się Twoje wibracje i nie żyjesz pełnią szczęścia w tu i teraz - możesz sobie pomóc korzystając z prowadzenia wyższego ja/źródła/przewodników duchowych.


Zapraszam Cię na sesje:


W celu zapoznania się ze wszystkimi dostępnymi usługami oraz cennikiem i promocjami zapraszam do:

 

Polub Free Soul - Polska na Facebook'u:


Dołącz do grupy na Facebook'u:

FREE SOUL POLSKA - UNIA W SOBIE (BLIŹNIACZE PŁOMIENIE CHANNELING HIPNOZA)


Zasubskrybuj kanał Free Soul Polska na YouTube:

 

Jeżeli moje artykuły wydają Ci się pomocne i czujesz potrzebę wsparcia mojej pracy w ramach wymiany energii, możesz to zrobić dokonując dobrowolnej wpłaty na jedno z kont:

PLN: PL46 1140 2004 0000 3102 7563 3134

€: GR52 0172 2860 0052 8608 5839 763

Dziękuję!

Commentaires


Les commentaires ont été désactivés.
bottom of page