W trakcie sesji channelingu dla jednej z bliskich mi osób, radą wyższego ja było stworzenie przez nią tablicy marzeń. Miała na niej przykleić zdjęcia i zrobić opisy swojego idealnego życia z przyszłości. Chodziło o to, by posłuchała swojej duszy i zrozumiała czego tak naprawdę chce. Dodatkowo, tablica miała przypominać jej o codziennych wizualizacjach, intencji i robieniu małych, lecz konsekwentnych kroków, w celu zrealizowania swoich najskrytszych pragnień.
Niespodziewanie padło pytanie wyższego ja do mnie:
- "A gdzie jest TWOJA tablica marzeń?".
Zszokowało mnie to. Co tu odpowiedzieć wyższemu ja skoro i tak miałam świadomość, że wie o mnie wszystko? Moja tablica marzeń była wepchnięta za komodę, pewnie cała w pajęczynach... Zrobiłam ją prawie dwa lata temu, mieszkając jeszcze w poprzednim mieszkaniu. Powiesiłam ją wtedy na ścianie i przez jakiś czas przykładałam się do wizualizacji. Jednak coś wewnątrz mnie nie pozwalało mi do końca uwierzyć, że wszystko to się kiedykolwiek spełni. Nadszedł dzień zwątpienia, niepewności, braku wiary w siebie i swoje możliwości. Stwierdziłam, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, że to się nigdy nie wydarzy. Miałam wręcz poczucie winy, że tracę czas na bujanie w obłokach zamiast bycie w tu i teraz. Jakaś część mnie czuła, że nie jestem tego warta… Z bólem serca złożyłam tablicę na pół i schowałam do szafy.
Wpadła mi w ręce po raz kolejny podczas przeprowadzki. Przez chwilę chciałam z ciekawości na nią spojrzeć, ale w ostatnim momencie się rozmyśliłam. Ostatecznie wrzuciłam ją za komodę i udawałam, że jej tam wcale nie ma. W końcu moje życie zaczęło się całkiem fajnie układać i wolałam się skupić na tym, a nie na moich niespełnionych marzeniach.
Po przekazie od wyższego ja poczułam, że nadszedł czas, aby ją w końcu wygrzebać spod tony kurzu. Minęło jednak sporo dni aż się na to zdobyłam. Gdzieś w środku mnie istniał strach.. Bałam się przyznać przed samą sobą jakim życiowym nieudacznikiem jestem... Nie chciałam po raz kolejny poczuć bólu, który niesie w sobie świadomość, że coś o czym marzyłam nigdy się nie spełni... Mój wewnętrzny krytyk był gotowy do podjęcia autodestrukcyjnego działania… Jednak gdy intuicja pcha mnie w jakimś określonym kierunku, a napotykam na wewnętrzny opór, to jedynie potwierdzenie dla mnie, że tam jest coś ważnego. Zapewne jakaś lekcja, uświadomienie sobie czegoś, głębsze spojrzenie na jakąś sprawę i nie ma co zwlekać, tylko się z tym zmierzyć.
Pewnego wieczoru, po spędzeniu całego dnia na zajęciach, które kocham i sprawiają mi dużo radości, położyłam się do łóżka w niesamowicie dobrym nastroju. Było jeszcze na tyle wcześnie, że mogłam poczytać swoją nowo zakupioną książkę. I wtedy przypomniałam sobie o tablicy. Chyba byłam gotowa by zrobić rozrachunek swoich marzeń. Poszłam po młotek, przybiłam dwa gwoździe na ścianie w sypialni i powiesiłam ją w takim miejscu, abym mogła ją widzieć tuż przed snem i zaraz po przebudzeniu. Wtedy jesteśmy w naturalnym stanie hipnozy i tam dzieją się prawdziwe cuda...
Usiadłam na brzegu łóżka, wzięłam głęboki oddech, położyłam obie ręce na sercu i ze strachem zmieszanym zarówno z niepokojem, jak i nadzieją, spojrzałam na tablicę. Na samej górze były moje najważniejsze marzenia i zarazem najtrudniejsze do osiągnięcia. Wiązały się one z innymi ludźmi, określonymi miejscami i wydarzeniami. Natomiast zdjęcia przyklejone niżej były bardziej osobiste. Mogłam sama pracować nad ich osiągnięciem, co zarazem sprawiało, że były łatwiejsze do spełnienia.
Gdy zobaczyłam pierwsze zdjęcia i opisy, od razu pojawiły mi się łzy w oczach. One były tak moje... Minęły już dwa lata, a ja nadal tak bardzo tego pragnęłam... Kilka tygodni wcześniej o mały włos się nie poddałam. Stwierdziłam, że skoro osoby, które wspólnie tworzyły tę rzeczywistość nie są już w moim życiu, to muszę zmienić marzenia. Muszę o nich zapomnieć, obrać inny kierunek. Tak próbował wmówić mi mój logiczny rozum...
Ale później dusza stuknęła mnie łokciem i powiedziała:
- "A czy aby te marzenia się spełniły potrzeba ci akurat tych konkretnych osób? Czy nie lepiej by było zwyczajnie zaprosić do swojego życia “jak najbardziej odpowiednie osoby”, które dadzą ci tę miłość, oddanie, szacunek, zrozumienie, partnerstwo, współpracę, szczęście i spełnienie? Na pewno są na świecie tacy ludzie, dla których ty jesteś spełnieniem marzeń i którzy zrobiliby wszystko, aby mieć cię przy sobie. Bez względu na to czy chodzi o związek, pracę, przyjaciół, rodzinę czy jakąkolwiek inną relację... Ty sama, jak każdy inny, zasługujesz na wszystko o czym marzysz i wszechświat chce ci to dać. Więc zastanów się jeszcze raz czego tak naprawdę pragniesz".
Zdałam sobie sprawę, że ma rację. Zamiast zabijać swoje marzenia wystarczyło uaktualnić ich głównych bohaterów! To było takie proste, a zarazem tak trudne do wykonania... Jednak od tego czasu coś się zmieniło. Przestałam widzieć konkretne twarze... Zwyczajnie czułam tę odwzajemnioną miłość, to poczucie zrozumienia, szacunku, bezpieczeństwa, spełnienia... I to było takie cudowne... Gdy szłam spać dawałam niewidzialne buziaki w czoła moich ukochanych, póki co nieznanych mi jeszcze osób. Wtulałam się w niewidzialny uścisk kochającego mnie mężczyzny. Usypiałam w niewidzialnej bańce przepełnionej radością… Gdy się budziłam, nie otwierałam od razu oczu. Brałam za to delikatnie jego niewidzialną dłoń w swoje ręce i przytulałam do policzka żeby poczuć jego ciepło i bliskość. "Kocham cię" szeptałam po cichu żeby go nie obudzić. Dusza zawsze słyszy, to co powinna. Nie odpowiadał, ale nie przeszkadzało mi to. Czułam tę płynącą od niego cudowną, bezwarunkową miłość. I wiedziałam, że kiedyś to się stanie rzeczywistością. Czułam to...
Przez chwilę siedziałam tak i wyobrażałam sobie, jak bardzo moje życie się zmieni, gdy w końcu otworzę się w pełni na ludzi i pozwolę wszechświatowi wypełnić je osobami, które pokocham z wzajemnością. Jak by to było mieć blisko przyjaciół, którzy zmobilizują mnie do spacerów po górach, gimnastyki, częstszych wypadów nad morze? Albo z którymi mogłabym malować i tworzyć lub zwyczajnie się powygłupiać? Albo siedzieć na tarasie, oglądać gwiazdy i rozmawiać do rana? Jak by to było, wstać rano i poczuć zapach gotowego śniadania? Albo wrócić do domu z pracy i usłyszeć zza drzwi śmiech rozbawionych dzieci? Albo spędzać długie zimowe wieczory wtulając się w czyjeś ramiona i patrzeć na ogień w kominku? Albo przebudzić się czując, że ktoś przykrywa mnie kocem, bo jestem dla niego ważna? Albo wyjechać na wspólne wakacje i niczym się nie martwić? Albo planować przyszłość razem?
Sceny jedna za drugą przewijały się przed moimi oczami. Po osobach przyszedł czas na miejsca i zdarzenia. Niby takie zwykłe, ludzkie, przyziemne sprawy, ale też tak często niestety trudne do osiągnięcia… A gdy już je mamy, to przeważnie ich wcale nie doceniamy...
Patrzyłam na tablicę i łzy ciekły mi rzeką po policzkach. Tym razem wcale nie ze smutku. Zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy dogłębnie wierzyłam, że te marzenia się spełnią, że już są w drodze. Nie wiedziałam kim będą osoby które poznam. Nie ograniczałam się już nadając im imiona, cechy charakteru czy wyglądu. Po prostu czułam jak by to było, gdyby już znajdowały się w moim życiu... Nie miałam też pojęcia kiedy to się stanie, w jakim miejscu. Ale nie było to istotne. Wiara, że wszechświat zaplanuje wszystko w najlepszy z możliwych sposobów mi wystarczała.
I nie sprawiło mi to trudności, gdyż doskonale wiedziałam, że potrafię sobie dać radę sama, że mogłam być szczęśliwa bez konkretnych osób, miejsc, rzeczy, sytuacji dziejących się w moim życiu. Uwielbiałam swoją wolność i niezależność. Nie potrzebowałam nikogo aby czuć się kochaną i dowartościowaną. Wiedziałam kim jestem, czego chcę, dokąd dążę. Dbałam o siebie i kochałam siebie. Czy istniał ktoś, kto mógł to zrobić lepiej ode mnie samej? Oczywiście, że nie. W rzeczywistości nie potrzebowałam nikogo. Chęć poznania nowych przyjaciół, partnera, powiększenia rodziny nie były już warunkiem do osiągnięcia szczęścia. W rzeczywistości miała jedynie dodać nowych barw do już istniejącego spełnienia. Nie była zależnością, a świadomym wyborem.
Miałam dokładnie tyle, na ile byłam gotowa w danym momencie. Moja niespokojna dusza jednak ciągle chciała się rozwijać, doświadczać czegoś nowego, uleczać sytuacje z przeszłości i wchodzić na kolejne, nieznane jej etapy w życiu. I czułam się gotowa na to, żeby spróbować czegoś więcej... Wręcz byłam podekscytowana i niecierpliwa!
Patrzyłam na górne zdjęcia tablicy marzeń i nie było we mnie ani kropli żalu, że marzenia te jeszcze się nie spełniły. Miałam wiarę, że wszechświat o wszystko zadba. Wręcz czułam dumę z siebie, że się nie poddałam i byłam wierna swoim postanowieniom. To dodatkowe potwierdzenie, że znajdowałam się na dobrej drodze, że wiedziałam czego chcę i byłam gotowa do tego dążyć z nadzieją i miłością w sercu.
Otarłam łzy wzruszenia i przyglądałam się dalej tablicy. Zobaczyłam zdjęcia miejsca, w jakim chciałabym mieszkać, mojego wymarzonego domu i zdałam sobie sprawę, że jestem o wiele bliżej spełnienia tego marzenia niż mogłabym sobie wyobrazić! Patrzyłam wokół siebie z niedowierzaniem. Mieszkałam na wsi, blisko lasu, z widokiem na góry i zieleń. Sam domek był dla mnie i mojej rodziny idealny, a wystrój prawie identyczny do tego, co widniał na zdjęciach. Nie było co porównywać do poprzedniego mieszkania w zatłoczonym centrum miasta, gdzie mieszkałam, kiedy tworzyłam tę tablicę! Nawet nie planowałam wtedy przeprowadzki! Zaczęłam się uśmiechać do samej siebie. Brakowało jedynie własnego ogrodu i domku na drzewie dla dzieci, ale byłam już tak blisko!!! Wyobrażenie sobie mnie i mojej rodziny w domu ze zdjęcia nie sprawiło mi już żadnego problemu. To było wręcz oczywiste, że kiedyś się spełni. Nawet czułam, że wkrótce!
Schodziłam do zdjęć przyklejonych niżej. Miejsce pracy i wykonywany zawód. Pamietam ile sprawiło mi kłopotów wybranie odpowiednich zdjęć. Zrezygnowałam wtedy z obranej wcześniej kariery jako architekt i chciałam robić coś innego. Nie wiedziałam jednak nadal co. Koło nich przyklejona była karteczka z napisem - “Decyduję ostatecznie, co chcę robić w życiu”. Zaczęłam się głośno śmiać do siebie. Zszokował mnie dogłębnie fakt, że zdjęcia dokładnie przedstawiały to, co w zasadzie już robiłam, to jakiego miejsca szukałam na siedzibę swojej działalności! Decyzja była już podjęta! Brakowało mi jedynie oficjalnej pieczątki! Patrzyłam z niedowierzaniem... Czyli jednak dusza już wtedy wiedziała, że idę w dobrym kierunku. To logiczny rozum wątpił..
Przeszłam do drugiej części tablicy. Były tam bardziej specyficzne marzenia dotyczące tylko i wyłącznie mnie, tego, czym chciałabym się zajmować w wolnym czasie, co jeszcze odkryć o sobie, nad czym popracować. Byłam w szoku! To była moja rzeczywistość, którą żyłam na co dzień! Pokrywały się wszystkie z tych zdjęć! Niektóre były już na dobre w moim codziennym programie, inne pojawiały się co jakiś czas, ale były tam! Realne i namacalne! Mogłam je równie dobrze zdjąć z tablicy i przykleić inne, przedstawiające nowe, bardziej szczegółowe cele, albo zwyczajnie zatrzymać się i poczuć… spełnienie!
Znów zaczęłam się śmiać. Jakie to wtedy było odległe i nierealne! A nawet nie wiem kiedy stało się rzeczywistością! Jeszcze jakiś czas temu patrzenie na tablicę marzeń przyprawiało mnie o ból brzucha, a teraz czułam szczęście i dumę z siebie. Niecałe dwa lata, a zaistniała tak ogromna różnica w moim życiu... Ile z moich pragnień się spełniło, ile było tuż za progiem, na wyciągnięcie ręki! Inne znów nadal w formie marzeń, może nawet odległych, ale już nie istniało we mnie niedowierzanie, czy wewnętrzna ironia skierowana do mojej bujnej wyobraźni... Miałam poczucie, że zasługuję na wszystko co najlepsze, i że mam pełne prawo (jak każdy z nas!) do tego, aby marzyć bez ograniczeń i dążyć do spełnienia wszystkiego, co sprawia, że moja dusza się śmieje i raduje. W końcu to ja byłam całkowicie odpowiedzialna za swoje własne szczęście… I tylko ja wiedziałam, co jest dla mnie najlepsze. Nikt inny…
Zostawiłam tablicę i przeszłam się po domu. Sama go urządziłam, sama pomalowałam każdy jego centymetr. Kochałam to miejsce. Kot, jak tylko mnie zobaczył, to zaraz podbiegł żeby się poprzytulać. Zatopiłam palce w jego puszystej sierści. Kochałam jego ciche pomrukiwanie. Kolejny spał spokojnie na kanapie. Na dywanie leżał mój staruszek pies i przebierał łapkami widocznie śniąc o czymś bardzo dla niego ciekawym. Weszłam na piętro. Dzieci spały słodko w swoich łóżeczkach. Te dwie duszyczki wybrały mnie na swoją mamę. Czyż nie jest to największe wyróżnienie na świecie? Pocałowałam je w czoło, przykryłam kołdrą i spojrzałam przez okno. Widać było księżyc i zarys góry na horyzoncie. W dole widniały światełka domów. Taki spokój i cisza. Właśnie o takim miejscu marzyłam. Usłyszałam sąsiadkę wychodzącą z psem na spacer. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Na pewno nie pojawiła się w moim życiu przez przypadek.
Kolejnie poszłam do swojego łóżka. Zamknęłam oczy oraz pocałowałam i przytuliłam wszystkich tych, których drogi miały się przeciąć z moją, a także wszystkie te duszyczki, które miały się dopiero pojawić w moim życiu. Już je kochałam. I usnęłam w tej samej niewidocznej bańce szczęścia i spełnienia. W tym samym niewidocznym uścisku kochającego mnie mężczyzny, który miał się pojawić już niedługo...
Usnęłam spokojna i dumna z siebie, ze swoich decyzji, celów i planów na przyszłość… Nawet tych jeszcze niespełnionych. Tablica marzeń potwierdziła mi jedynie to, że szłam w dobrym kierunku, że słucham swojej intuicji i tego, co szeptała mi moja dusza. Nie chciałam pracować w byle jakiej pracy, aby tylko wypełnić swój czas i portfel. Pragnęłam robić coś, co sprawiało mi radość i dawało poczucie spełnienia. Nie chciałam mieć tysiąca przyjaciół, którzy w rzeczywistości nie wnosili absolutnie nic do mojego życia. Pozwalałam istnieć w swoim świecie tylko tym, którzy podnosili moje wibracje, a nie ciągnęli mnie w dół. Nie robiłam nic dla sławy, czy pochwały... Nie obchodziły mnie również opinie innych, nie bałam się krytyki. Szłam w kierunku, w jakim pchało mnie moje serce i nie patrzyłam na to, co pomyślą sobie inni na mój temat. Nie wybierałam na swoich partnerów ludzi, którzy byli emocjonalnie niedostępni, nie potrafili stworzyć poważnych relacji, głębokich więzi dotykających dusz i poruszających serca. Albo takich, którzy skupiali się jedynie na cielesności, a związek był dla nich bardziej układem niż partnerstwem. Nie traciłam czasu na ludzi, dla których zwyczajnie nie byłam częścią ich planów na przyszłość i woleli wybrać pracę, karierę, sławę lub wygodę i niezależność zamiast miłości i rodziny. To nie było moje i nie chciałam tego w swoim życiu. Jednak teraz już dokładnie wiedziałam czego chcę i w bardzo krótkim czasie łatwo mi było zrozumieć, czy osoba, która pojawiła się w moim życiu patrzy w tym samym kierunku co ja.
Kiedy zdajemy sobie sprawę z wagi własnego szczęścia, nie ma tam już miejsca na kompromisy, na tracenie czasu na nieistotne rzeczy, niegodnych nas ludzi, niepotrzebne wydarzenia. Świat jest pełen wspaniałych osób, o podobnych zainteresowaniach i wibracjach, którzy z miłą chęcią wypełnią nasze życie oraz wywołają uśmiech na naszych twarzach.
To samo dotyczy przyjaciół, rodziny, pracy, miejsca zamieszkania, wydarzeń - czegokolwiek, co może się pojawić na liście naszych marzeń. Po co tracić czas na coś, co nie jest nasze, z czego nie cieszy się nasza dusza? Stwarzajmy sami dla siebie tylko takie sytuacje, które pomagają nam wzrastać, ewoluować. Zapraszajmy do swojego życia tylko takich ludzi, którzy motywują nas do podjęcia działania w celu zrealizowania swoich marzeń, zamiast ciągnąć nas w dół, tłamsić i pomniejszać.
Każdy ma prawo być szczęśliwym, kochać i być kochanym.
Każdy ma prawo mieć wokół siebie ludzi, którzy go szanują, doceniają, akceptują takim, jakim jest.
Każdy ma prawo znajdować się, mieszkać, pracować w spokojnym, bezpiecznym i pięknym miejscu.
Każdy ma prawo wykonywać pracę i zajmować się wszystkim tym, co daje mu radość i spełnienie.
Ty również na to zasługujesz… Jak każdy z nas…
Jak wygląda twoja tablica marzeń?
Weź życie w swoje ręce i zawalcz o swoje szczęście!
Pokochaj swoje marzenia!
Pokochaj siebie…
Pokochaj życie…
Alexandra FreeSoul
Jeżeli moje artykuły wydają Ci się pomocne, wesprzyj moją pracę dokonując dobrowolnej wpłaty (w ramach wymiany energii) na konto:
PLN: PL46 1140 2004 0000 3102 7563 3134
€: GR52 0172 2860 0052 8608 5839 763
PayPal: freesoulblog@outlook.com
Dziękuję!
Polub Free Soul - Polska na Facebook'u:
Dołącz do grupy na Facebook'u:
FREE SOUL POLSKA - UNIA W SOBIE (BLIŹNIACZE PŁOMIENIE CHANNELING HIPNOZA)
Zasubskrybuj kanał Free Soul Polska na YouTube:
Comments